Projektanci i inżynierowie nadzoru nie chcą dłużej dopłacać do kontraktów
W jednej ze scen „Skąpca” Moliera tytułowy bohater imieniem Harpagon po wysłuchaniu relacji swatki Frozyny o tym jak zrealizowała jego zlecenie, chce szybko zakończyć rozmowę, gdy ta przechodzi do kwestii zapłaty. Udaje, że nie dosłyszy, gdy kobieta prosi go o finansowe wynagrodzenie jej starań. Jeszcze do niedawna podobnie wyglądał „dialog” wykonawców wielu projektów inwestycyjnych z ich zleceniodawcami. To nie jest analogia w 100%, bo projektanci i inżynierowie – w odróżnieniu od swatki - mają podpisane umowy, w których jest zawarte wynagrodzenie za świadczone usługi. W normalnych czasach, lepiej lub gorzej, jakoś to funkcjonowało, ale czasy od przeszło dwóch lat nie są normalne. Zwłaszcza rok 2022, naznaczony wojną za wschodnią granicą i galopującymi cenami praktycznie wszystkiego, wywrócił wszystkie poprzednie kalkulacje. Gdy więc wykonawcy zaczęli domagać się wynagrodzenia powiększonego adekwatnie do skali inflacji, ujrzeli po drugiej stronie stołów rozmów współczesnych Harpagonów.
Historia waloryzacji, czyli powiększenia kwot zapisanych w umowach w branży budownictwa infrastrukturalnego, ciągnie się już od kilku lat. To, że problem dotyka tę właśnie branżę, wynika z [...]




